Otwarłam z hukiem drzwi znajomego pomieszczenia. Zobaczyłam
znajomą sylwetkę.
- Nie daruję ci tego – warknęłam, zaciskając dłoń na
rękojeści mojego miecza.
- No proszę, a jednak się wydostałaś – spojrzał na mnie z
chytrym uśmieszkiem. – Chcesz to zakończyć? – zapytał z wyższością.
- Chcę cię zabić i zrobię to z zimną krwią – wycedziłam,
mierząc go z góry na dół.
- Niedoczekanie twoje – zaśmiał się w niebogłosy.
- Ale najpierw wykurzę cię z tego budynku – wrzasnęłam i
rzuciłam się w stronę przeciwnika. Słychać było tylko głośny odgłos metalu.
Skutecznie blokowałam jego ataki i sama je wymierzałam, nie pozwalając mu na
jakikolwiek ruch. Nie mogłam dopuścić, aby przejął kontrolę nad moim ciałem.
Zepchnęłam go na pobliską ścianę i przyparłam go do niej.
- Nareszcie zemszczę się za to wszystko co mi zrobiłeś – rzuciłam
złowrogo, nie spuszczając go z oczu.
- Powinnaś mi za to dziękować – wyśmiał mnie. Jeszcze bardziej
się we mnie zagotowało i uderzyłam go z pięści z całych sił. Ugiął się pod tym
ciosem i splunął krwią.
- Ty mała zdziro – warknął ostro i rzucił mną, wylądowałam
na korytarzu. Zabolało. Podniosłam się po chwili i już miałam na niego biec,
gdy mnie uprzedził. Ledwo uniknęłam ataku jego miecza. Wykorzystałam sytuację i
zaczęłam biec do wyjścia, ukradkiem obserwując czy za mną biegnie. Tak jak
myślałam, złapał haczyk.
Staliśmy naprzeciwko siebie w środku lasu. Tutaj miałam
przewagę. Skorzystałam z niej i jednym ruchem dłoni wysłałam pobliskie drzewa w
jego kierunku. Sama zaś zrobiłam podobnie, jednak odczekałam dwie sekundy.
Wpadł w moją pułapkę, nie zauważył jak znalazłam się tuż za nim i przecięłam
jego lewe ramię. Trysnęła krew. Syknął z bólu i złapał się za bolące miejsce.
- Pożałujesz tego – spojrzał na mnie, a jego oczy
przepełnione były nienawiścią.
- Czekam na to – odpowiedziałam z zaciętością w głosie. Nie
czekałam długo na jego ruch. Momentalnie ruszył na mnie i próbował dosięgnąć.
Był chaotyczny w swoich atakach, co było widać gołym okiem. Taki miałam plan,
wyprowadzić go z równowagi.
Ostrożnie odpierałam jego ataki, uważnie obserwując jego
każdy ruch. Czekałam na lukę w jego obronie. Kiedy nadarzyła się okazja
kopnęłam go pod żebra i wylądował na pobliskim drzewie. Nie zawahałam się i
ponownie natarłam na niego, już moja klinga miała zatopić się w jego sercu,
jednak zdążył zrobić unik. Odwróciłam się szybko w jego stronę, ale nie
zdążyłam uchylić się przed jego ciosem. Odleciałam kilka metrów za siebie,
wycinając po drodze kilka drzew. Opadłam na trawę i czułam metaliczny smak w
ustach, splunęłam krwią. Czułam napływającą falę gniewu. Podparłam się ręką i
już chciałam się podnieść, kiedy znów poczułam ból. Tym razem dostałam w
podbródek i wzleciałam kilka metrów w górę. Z hukiem padłam na ziemię. Wszystko
mnie bolało, miałam już dość.
- Najpierw wykończę ciebie, a później zabiorę się za tych
podrzędnych magów – zaśmiał się zuchwale, podchodząc powoli w moją stronę.
- Nigdy do tego nie dopuszczę – rzuciłam cicho, wstając na
chwiejnych nogach. – Po moim trupie – warknęłam i stanęłam wyprostowana, gotowa
do walki.
- To da się załatwić – uśmiechnął się pod nosem i natarł na
mnie. Nasze miecze wydały charakterystyczny odgłos. Oboje próbowaliśmy
wymierzyć silny cios, jednak każdy z nas sprawnie blokował ataki. Czułam, że
słabnę, a mój przeciwnik to zauważał i jego ciosy stawały się silniejsze.
Musiałam przejść w końcu do defensywy, nie byłam w stanie przedrzeć się przez
jego obronę. Kazuo posłał mi złowrogi uśmieszek i odepchnął mnie mocniej w tył.
Uchyliłam się ledwo przed nadchodzącym atakiem, ale drugi już mnie dosięgnął.
Trafił mnie w nogę, a ja straciłam równowagę i opadłam na ziemię.
- Cholera – syknęłam do siebie, starając się podnieść.
- To koniec Auriel, poddaj się – powiedział poważniej i
wycelował we mnie swoją klingą.
- Nigdy! – krzyknęłam, odpychając jego broń i przeturlałam
się obok. Niepewnie podparłam się swoim mieczem i podniosłam się, stałam
stabilnie tylko na jednej nodze. Teleportowałam się kilkanaście metrów dalej,
by złapać oddech i pomyśleć. Byłam w kiepskim położeniu. Brakowało mi sił i
byłam nieźle poturbowana. Co prawda Imada również był osłabiony, ale nie na
tyle żebym mogła go pokonać w walce, jaka była prowadzona dotychczas. Przygryzłam
wargę ze zdenerwowania. Musiałam coś wymyślić. Mimowolnie spojrzałam w nocne
niebo i mnie olśniło. Chyba mi się uda, może wyduszę resztki swojej mocy. Co
prawda było to cholernie ryzykowne, ale nie miałam wyjścia. Musiałam tego użyć,
szczególnie po ostatniej rozmowie z Zerefem. Miałam przeczucie, że mi się uda.
Nie było zbyt wiele czasu, to był idealny moment. Czułam, że znalazł moje
obecne położenie i powoli się do mnie zbliżał. W oddali słychać było jego
szaleńczy śmiech.
- Mavis, mam nadzieję że mi pomożesz – powiedziałam do
siebie półszeptem, przymknęłam powieki i skupiłam się najlepiej jak potrafiłam.
Podwinęłam rękaw i wyciągnęłam prawą rękę ku niebu, a drugą ustabilizowałam ją.
Poczułam jak moje włosy powoli unoszą się na wietrze. Rozpoczęłam inkantację.
Zgromadź się! O rzeko światła, która jest kierowana przez wróżki!
Spowiła mnie jasnożółta aura. Czułam przypływ mocy, a niebo
zaczęło się rozjaśniać. Imada był coraz bliżej.
Obudź się! Ty, który spowijasz mrokiem zagubione dusze!
Teraz pojawiła się wokół mnie czarna poświata, która
przeplatała się ze złotą aurą. Kosmyki czarnych pukli wirowały pod wpływem
przypływu magii.
Błyszcz! Zniszcz to ziarno zła!
Z chmur zaczęło bić jasne światło, które usilnie chciało się
przebić. Kazuo był kilka metrów ode mnie.
Zniszcz, jak unicestwiasz choćby blask nadziei!
Wypowiadając te słowa z rąk zaczęły wychodzić czarne pioruny
w kierunku nieba. Z trudem utrzymywałam równowagę ducha i ciała. Traciłam magię
i siły. Jednak zacisnęłam mocno zęby i kontynuowałam.
Blask Wróżek! Filar Śmierci!
Krzyknęłam z całych sił, kiedy mój przeciwnik znalazł się w
odpowiedniej pozycji. Nagle słup złotego i czarnego światła wzbił się w chmury,
gdzie rozwiał wszystkie obłoki. Białowłosy uśmiechnął się szyderczo. Jednak
przeliczył się, myśląc że się nie udało. Po chwili ta sama magia uderzyła w
niego w niezmienionej postaci. Słychać było jego rozdzierający krzyk i wybuch.
Poczułam silny podmuch wiatru, który wytrącił mnie z równowagi i poleciałam
kilkadziesiąt metrów dalej. To była fala uderzeniowa. Opadłam z hukiem na
ziemię, czułam jak moje siły ulatniają się wraz z moją magią. Ledwo oddychałam.
Nie potrafiłam podnieść powiek, rozrywający ból przechodził przez moje ciało.
Nie miałam nawet sił by jęknąć. Straciłam przytomność.
Magowie powoli przedzierali się przez gęsty las. Każdy z
nich był wykończony. Część była przybita, a inni wściekli faktem, że zostawili
swoją koleżankę na pastwę takiego potwora. Nagle usłyszeli straszliwy wybuch.
Spojrzeli zaskoczeni w miejsce skąd dochodził ów odgłos. Doznali jeszcze większego
szoku, kiedy dotarło do nich skąd on pochodził.
- Auriel! – krzyknęła przerażona Erza. A fala uderzeniowa
dotarła nawet do nich, ale z małą intensywnością. Poczuli jedynie silny wiatr i
utrzymali się na nogach.
- Idę po nią, nie będę tu bezczynnie stał – warknął ostro
Laxus i ruszył przed siebie.
- Poczekaj, idziemy z tobą – czerwonowłosa położyła dłoń na
jego ramieniu i posłała nieznaczny uśmiech.
- Oby nie było za późno – wyszeptała z przejęciem Lucy.
- Nie gadaj głupot! – krzyknął Natsu. – To przecież Auriel –
wyszczerzył zęby, aby ją pocieszyć. Jednak nie przyniosło to zamierzonego efektu.
- I tego właśnie się obawiam – dodała niepewnie blondynka.
Wszyscy magowie z przypływem dodatkowych sił i motywacji
ruszyli w kierunku ostatniej walki. Laxus szedł sam na samym przodzie, nie mógł
pozbyć się złych przeczuć. Nie mógł sobie darować, że ją tam zostawił samą. Gdy
przypomniał sobie jakie tortury przechodziła w tym chorym budynku, aż zacisnął
pięści ze złości.
Powoli zbliżali się na miejsce. Zobaczyli ogromny krater,
pozbawiony jakichkolwiek roślin. Drzewa w koło niemal wyparowały. Kompletne
pustkowie. W samym środku tego miejsca leżała sylwetka. Kiedy podeszli bliżej,
zobaczyli martwego Imade. Odetchnęli z ulgą.
- Ale gdzie Auriel? – zapytała Wendy. Wszyscy zaczęli
gorączkowo się rozglądać. Nie wyczuwali w koło żadnej magii. Powoli ogarniał
ich strach. Rozdzielili się.
Każdy po kolei krzyczał i wywoływał imię brunetki. Biegali
jak oparzeni. Dreyar był skupiony i zdeterminowany. Oddalił się od reszty
magów. Znalazł się już w lesie, jednak zauważył kilkanaście połamanych drzew w
jednej linii. Wydało mu się to dość dziwne, więc poszedł tym śladem. Jakie było
jego zdziwienie, gdy na końcu tego zgliszcza rozpoznał znajomą postać. Podbiegł
szybko do kobiety i nachylił się nad jej twarzą. Oddychała, ale bardzo płytko i
z ledwością. Rzucił okiem na resztę jej ciała. Była w opłakanym stanie, ubranie
całe w strzępach. Z licznych ran sączyła się krew, była brudna i nie miała ani
skrawka skóry wolnego od zadrapań. Sprawdził puls, niemal zanikł. Zacisnął
pięści ze złości i zawołał pozostałych. Wziął jej bezwładne ciało na ręce.
Wendy widząc jak blondyn podchodzi w ich stronę z Auriel, aż
pisnęła i złapała się zrozpaczona za usta. Reszta stanęła przerażona w
bezruchu. Niebieskowłosa podbiegła do mężczyzny, który lekko przykucnął i
zaczęła pośpiesznie leczyć kobietę. Kropelki potu pojawiały się na jej czole,
była zmęczona, ale niezwykle skupiona i zdeterminowana. Zatamowała
najpoważniejsze rany, a oddech czarnowłosej stabilizował się. Dziewczynka
zaczęła nerwowo ruszać rękoma.
- Co się stało? – zapytał Laxus widząc zachowanie młodszej
koleżanki.
- Zahamowałam najpoważniejsze krwawienia, ale wciąż jest źle
– rzuciła z niepokojem.
- Jak to? – spytała zdziwiona Erza.
- Co się dzieje? – dołączyła się z przejęciem Lucy.
- Nie wyczuwam ani grama magii, nie wiem czy dojdzie do
siebie – wyszeptała podłamana.
- Co?! – wrzasnął wstrząśnięty Natsu.
- Musimy ją zabrać do siedziby gildii, tam obejrzy ją
Porlyusica – odparła z powagą Scarlet, zaciskając zęby. Pozostali zgodnie
przytaknęli i wszyscy ruszyli czym prędzej w drogę.
Po kilku godzinach wędrówki dotarli na miejsce. Tam
przywitali ich zdziwieni pozostali magowie, kiedy zobaczyli swoich kolegów w
kiepskim stanie.
- Co tam się stało? – zapytał poważniejąc Macarov. Podszedł
do swojego wnuka, który wciąż trzymał Auriel na rękach. Mistrz spojrzał na nią
troskliwym wzrokiem, widział że jest źle i co trzeba zrobić. Momentalnie
rozkazał posłać po medyczkę i rozkazał położyć brunetkę na piętrze, w
odosobnionym pokoju, by miała spokój. Sam zaś wezwał drużynę Natsu do swojego
gabinetu, aby opowiedzieli mu o misji.
Różowowłosa przybyła dosłownie po chwili i ruszyła prosto do
poszkodowanej dziewczyny. Po kilkudziesięciu minutach wyszła z pokoju, przed
którym zebrała się już grupka ciekawych magów.
- Jej stan jest stabilny, ale ciężki – stwierdziła poważnie.
– Nie wiadomo czy się obudzi. Wszelkie rany zostały opatrzone, jednak wciąż nie
widać oznak magii. Co może oznaczać nawet śmierć – dodała chłodno.
- Co?! – krzyknęła Haertfilia ze łzami w oczach.
- To nie możliwe – wyszeptała roztrzęsiona Mirajane.
- Co nie znaczy, że tak na pewno będzie. Trzeba czekać i
mieć nadzieję. Pamiętajcie, że ona potrzebuje spokoju – wyjaśniła ostro i udała
się do wyjścia.
- To się tak nie skończy! – warknął Dragneel.
Młodszy Dreyar odwrócił się pośpiesznie i wyszedł z budynku.
Ledwo trzymał nerwy na wodzy. Wiedział, że gdyby jej pomógł to by się tak nie
skończyło. Nie mógł sobie darować. Musiał odreagować.