sobota, 12 października 2013

Rozpacz



Otwarłam z hukiem drzwi znajomego pomieszczenia. Zobaczyłam znajomą sylwetkę.
- Nie daruję ci tego – warknęłam, zaciskając dłoń na rękojeści mojego miecza.
- No proszę, a jednak się wydostałaś – spojrzał na mnie z chytrym uśmieszkiem. – Chcesz to zakończyć? – zapytał z wyższością.
- Chcę cię zabić i zrobię to z zimną krwią – wycedziłam, mierząc go z góry na dół.
- Niedoczekanie twoje – zaśmiał się w niebogłosy.
- Ale najpierw wykurzę cię z tego budynku – wrzasnęłam i rzuciłam się w stronę przeciwnika. Słychać było tylko głośny odgłos metalu. Skutecznie blokowałam jego ataki i sama je wymierzałam, nie pozwalając mu na jakikolwiek ruch. Nie mogłam dopuścić, aby przejął kontrolę nad moim ciałem. Zepchnęłam go na pobliską ścianę i przyparłam go do niej.
- Nareszcie zemszczę się za to wszystko co mi zrobiłeś – rzuciłam złowrogo, nie spuszczając go z oczu.
- Powinnaś mi za to dziękować – wyśmiał mnie. Jeszcze bardziej się we mnie zagotowało i uderzyłam go z pięści z całych sił. Ugiął się pod tym ciosem i splunął krwią.
- Ty mała zdziro – warknął ostro i rzucił mną, wylądowałam na korytarzu. Zabolało. Podniosłam się po chwili i już miałam na niego biec, gdy mnie uprzedził. Ledwo uniknęłam ataku jego miecza. Wykorzystałam sytuację i zaczęłam biec do wyjścia, ukradkiem obserwując czy za mną biegnie. Tak jak myślałam, złapał haczyk.

Staliśmy naprzeciwko siebie w środku lasu. Tutaj miałam przewagę. Skorzystałam z niej i jednym ruchem dłoni wysłałam pobliskie drzewa w jego kierunku. Sama zaś zrobiłam podobnie, jednak odczekałam dwie sekundy. Wpadł w moją pułapkę, nie zauważył jak znalazłam się tuż za nim i przecięłam jego lewe ramię. Trysnęła krew. Syknął z bólu i złapał się za bolące miejsce.
- Pożałujesz tego – spojrzał na mnie, a jego oczy przepełnione były nienawiścią.
- Czekam na to – odpowiedziałam z zaciętością w głosie. Nie czekałam długo na jego ruch. Momentalnie ruszył na mnie i próbował dosięgnąć. Był chaotyczny w swoich atakach, co było widać gołym okiem. Taki miałam plan, wyprowadzić go z równowagi.
Ostrożnie odpierałam jego ataki, uważnie obserwując jego każdy ruch. Czekałam na lukę w jego obronie. Kiedy nadarzyła się okazja kopnęłam go pod żebra i wylądował na pobliskim drzewie. Nie zawahałam się i ponownie natarłam na niego, już moja klinga miała zatopić się w jego sercu, jednak zdążył zrobić unik. Odwróciłam się szybko w jego stronę, ale nie zdążyłam uchylić się przed jego ciosem. Odleciałam kilka metrów za siebie, wycinając po drodze kilka drzew. Opadłam na trawę i czułam metaliczny smak w ustach, splunęłam krwią. Czułam napływającą falę gniewu. Podparłam się ręką i już chciałam się podnieść, kiedy znów poczułam ból. Tym razem dostałam w podbródek i wzleciałam kilka metrów w górę. Z hukiem padłam na ziemię. Wszystko mnie bolało, miałam już dość.
- Najpierw wykończę ciebie, a później zabiorę się za tych podrzędnych magów – zaśmiał się zuchwale, podchodząc powoli w moją stronę.
- Nigdy do tego nie dopuszczę – rzuciłam cicho, wstając na chwiejnych nogach. – Po moim trupie – warknęłam i stanęłam wyprostowana, gotowa do walki.
- To da się załatwić – uśmiechnął się pod nosem i natarł na mnie. Nasze miecze wydały charakterystyczny odgłos. Oboje próbowaliśmy wymierzyć silny cios, jednak każdy z nas sprawnie blokował ataki. Czułam, że słabnę, a mój przeciwnik to zauważał i jego ciosy stawały się silniejsze. Musiałam przejść w końcu do defensywy, nie byłam w stanie przedrzeć się przez jego obronę. Kazuo posłał mi złowrogi uśmieszek i odepchnął mnie mocniej w tył. Uchyliłam się ledwo przed nadchodzącym atakiem, ale drugi już mnie dosięgnął. Trafił mnie w nogę, a ja straciłam równowagę i opadłam na ziemię.
- Cholera – syknęłam do siebie, starając się podnieść.
- To koniec Auriel, poddaj się – powiedział poważniej i wycelował we mnie swoją klingą.
- Nigdy! – krzyknęłam, odpychając jego broń i przeturlałam się obok. Niepewnie podparłam się swoim mieczem i podniosłam się, stałam stabilnie tylko na jednej nodze. Teleportowałam się kilkanaście metrów dalej, by złapać oddech i pomyśleć. Byłam w kiepskim położeniu. Brakowało mi sił i byłam nieźle poturbowana. Co prawda Imada również był osłabiony, ale nie na tyle żebym mogła go pokonać w walce, jaka była prowadzona dotychczas. Przygryzłam wargę ze zdenerwowania. Musiałam coś wymyślić. Mimowolnie spojrzałam w nocne niebo i mnie olśniło. Chyba mi się uda, może wyduszę resztki swojej mocy. Co prawda było to cholernie ryzykowne, ale nie miałam wyjścia. Musiałam tego użyć, szczególnie po ostatniej rozmowie z Zerefem. Miałam przeczucie, że mi się uda. Nie było zbyt wiele czasu, to był idealny moment. Czułam, że znalazł moje obecne położenie i powoli się do mnie zbliżał. W oddali słychać było jego szaleńczy śmiech.
- Mavis, mam nadzieję że mi pomożesz – powiedziałam do siebie półszeptem, przymknęłam powieki i skupiłam się najlepiej jak potrafiłam. Podwinęłam rękaw i wyciągnęłam prawą rękę ku niebu, a drugą ustabilizowałam ją. Poczułam jak moje włosy powoli unoszą się na wietrze. Rozpoczęłam inkantację.
Zgromadź się! O rzeko światła, która jest kierowana przez wróżki!

Spowiła mnie jasnożółta aura. Czułam przypływ mocy, a niebo zaczęło się rozjaśniać. Imada był coraz bliżej.
Obudź się! Ty, który spowijasz mrokiem zagubione dusze!

Teraz pojawiła się wokół mnie czarna poświata, która przeplatała się ze złotą aurą. Kosmyki czarnych pukli wirowały pod wpływem przypływu magii.
Błyszcz! Zniszcz to ziarno zła!

Z chmur zaczęło bić jasne światło, które usilnie chciało się przebić. Kazuo był kilka metrów ode mnie.
Zniszcz, jak unicestwiasz choćby blask nadziei!

Wypowiadając te słowa z rąk zaczęły wychodzić czarne pioruny w kierunku nieba. Z trudem utrzymywałam równowagę ducha i ciała. Traciłam magię i siły. Jednak zacisnęłam mocno zęby i kontynuowałam.
Blask Wróżek! Filar Śmierci!

Krzyknęłam z całych sił, kiedy mój przeciwnik znalazł się w odpowiedniej pozycji. Nagle słup złotego i czarnego światła wzbił się w chmury, gdzie rozwiał wszystkie obłoki. Białowłosy uśmiechnął się szyderczo. Jednak przeliczył się, myśląc że się nie udało. Po chwili ta sama magia uderzyła w niego w niezmienionej postaci. Słychać było jego rozdzierający krzyk i wybuch. Poczułam silny podmuch wiatru, który wytrącił mnie z równowagi i poleciałam kilkadziesiąt metrów dalej. To była fala uderzeniowa. Opadłam z hukiem na ziemię, czułam jak moje siły ulatniają się wraz z moją magią. Ledwo oddychałam. Nie potrafiłam podnieść powiek, rozrywający ból przechodził przez moje ciało. Nie miałam nawet sił by jęknąć. Straciłam przytomność.

Magowie powoli przedzierali się przez gęsty las. Każdy z nich był wykończony. Część była przybita, a inni wściekli faktem, że zostawili swoją koleżankę na pastwę takiego potwora. Nagle usłyszeli straszliwy wybuch. Spojrzeli zaskoczeni w miejsce skąd dochodził ów odgłos. Doznali jeszcze większego szoku, kiedy dotarło do nich skąd on pochodził.
- Auriel! – krzyknęła przerażona Erza. A fala uderzeniowa dotarła nawet do nich, ale z małą intensywnością. Poczuli jedynie silny wiatr i utrzymali się na nogach.
- Idę po nią, nie będę tu bezczynnie stał – warknął ostro Laxus i ruszył przed siebie.
- Poczekaj, idziemy z tobą – czerwonowłosa położyła dłoń na jego ramieniu i posłała nieznaczny uśmiech.
- Oby nie było za późno – wyszeptała z przejęciem Lucy.
- Nie gadaj głupot! – krzyknął Natsu. – To przecież Auriel – wyszczerzył zęby, aby ją pocieszyć. Jednak nie przyniosło to zamierzonego efektu.
- I tego właśnie się obawiam – dodała niepewnie blondynka.
Wszyscy magowie z przypływem dodatkowych sił i motywacji ruszyli w kierunku ostatniej walki. Laxus szedł sam na samym przodzie, nie mógł pozbyć się złych przeczuć. Nie mógł sobie darować, że ją tam zostawił samą. Gdy przypomniał sobie jakie tortury przechodziła w tym chorym budynku, aż zacisnął pięści ze złości.

Powoli zbliżali się na miejsce. Zobaczyli ogromny krater, pozbawiony jakichkolwiek roślin. Drzewa w koło niemal wyparowały. Kompletne pustkowie. W samym środku tego miejsca leżała sylwetka. Kiedy podeszli bliżej, zobaczyli martwego Imade. Odetchnęli z ulgą.
- Ale gdzie Auriel? – zapytała Wendy. Wszyscy zaczęli gorączkowo się rozglądać. Nie wyczuwali w koło żadnej magii. Powoli ogarniał ich strach. Rozdzielili się.
Każdy po kolei krzyczał i wywoływał imię brunetki. Biegali jak oparzeni. Dreyar był skupiony i zdeterminowany. Oddalił się od reszty magów. Znalazł się już w lesie, jednak zauważył kilkanaście połamanych drzew w jednej linii. Wydało mu się to dość dziwne, więc poszedł tym śladem. Jakie było jego zdziwienie, gdy na końcu tego zgliszcza rozpoznał znajomą postać. Podbiegł szybko do kobiety i nachylił się nad jej twarzą. Oddychała, ale bardzo płytko i z ledwością. Rzucił okiem na resztę jej ciała. Była w opłakanym stanie, ubranie całe w strzępach. Z licznych ran sączyła się krew, była brudna i nie miała ani skrawka skóry wolnego od zadrapań. Sprawdził puls, niemal zanikł. Zacisnął pięści ze złości i zawołał pozostałych. Wziął jej bezwładne ciało na ręce.
Wendy widząc jak blondyn podchodzi w ich stronę z Auriel, aż pisnęła i złapała się zrozpaczona za usta. Reszta stanęła przerażona w bezruchu. Niebieskowłosa podbiegła do mężczyzny, który lekko przykucnął i zaczęła pośpiesznie leczyć kobietę. Kropelki potu pojawiały się na jej czole, była zmęczona, ale niezwykle skupiona i zdeterminowana. Zatamowała najpoważniejsze rany, a oddech czarnowłosej stabilizował się. Dziewczynka zaczęła nerwowo ruszać rękoma.
- Co się stało? – zapytał Laxus widząc zachowanie młodszej koleżanki.
- Zahamowałam najpoważniejsze krwawienia, ale wciąż jest źle – rzuciła z niepokojem.
- Jak to? – spytała zdziwiona Erza.
- Co się dzieje? – dołączyła się z przejęciem Lucy.
- Nie wyczuwam ani grama magii, nie wiem czy dojdzie do siebie – wyszeptała podłamana.
- Co?! – wrzasnął wstrząśnięty Natsu.
- Musimy ją zabrać do siedziby gildii, tam obejrzy ją Porlyusica – odparła z powagą Scarlet, zaciskając zęby. Pozostali zgodnie przytaknęli i wszyscy ruszyli czym prędzej w drogę.

Po kilku godzinach wędrówki dotarli na miejsce. Tam przywitali ich zdziwieni pozostali magowie, kiedy zobaczyli swoich kolegów w kiepskim stanie.
- Co tam się stało? – zapytał poważniejąc Macarov. Podszedł do swojego wnuka, który wciąż trzymał Auriel na rękach. Mistrz spojrzał na nią troskliwym wzrokiem, widział że jest źle i co trzeba zrobić. Momentalnie rozkazał posłać po medyczkę i rozkazał położyć brunetkę na piętrze, w odosobnionym pokoju, by miała spokój. Sam zaś wezwał drużynę Natsu do swojego gabinetu, aby opowiedzieli mu o misji.
Różowowłosa przybyła dosłownie po chwili i ruszyła prosto do poszkodowanej dziewczyny. Po kilkudziesięciu minutach wyszła z pokoju, przed którym zebrała się już grupka ciekawych magów.
- Jej stan jest stabilny, ale ciężki – stwierdziła poważnie. – Nie wiadomo czy się obudzi. Wszelkie rany zostały opatrzone, jednak wciąż nie widać oznak magii. Co może oznaczać nawet śmierć – dodała chłodno.
- Co?! – krzyknęła Haertfilia ze łzami w oczach.
- To nie możliwe – wyszeptała roztrzęsiona Mirajane.
- Co nie znaczy, że tak na pewno będzie. Trzeba czekać i mieć nadzieję. Pamiętajcie, że ona potrzebuje spokoju – wyjaśniła ostro i udała się do wyjścia.
- To się tak nie skończy! – warknął Dragneel.
Młodszy Dreyar odwrócił się pośpiesznie i wyszedł z budynku. Ledwo trzymał nerwy na wodzy. Wiedział, że gdyby jej pomógł to by się tak nie skończyło. Nie mógł sobie darować. Musiał odreagować.

niedziela, 21 lipca 2013

Bezradność


- Poczekaj! – wrzasnęłam zszokowana, gdy zobaczyłam jak trzyma Dreyara nad ziemią i celuje w niego swoją klingą. Blondyn wciąż nie odzyskał przytomności po ostatnich uderzeniach, mi również brakowało już sił. Opanował mnie strach, strach przed utratą ważnej osoby. To było dziwne uczucie, którego nigdy dotąd nie dano mi odczuć. Ta straszna bezradność była nie do zniesienia, świadomość że nic nie mogę teraz zrobić dobijała mnie. Wiedziałam co mam zrobić, ale to tak cholernie bolało. Kazuo odwrócił wzrok w moją stronę, na jego twarzy widać było zadowolenie.
- Daj mu spokój, to jest sprawa między nami – dodałam spokojniej, unosząc się na chwiejnych nogach. Trzymałam się za swoją zranioną rękę.
- Co będę miał z tego? – zapytał z zaciekawieniem.
- Oddam ci tę moc – mruknęłam spuszczając wzrok.
- Co mówiłaś, nic nie słyszę – przystawił dłoń do ucha, udając że nie słyszy.
- Dam ci to czego chcesz! – krzyknęłam tym razem z bólem w głosie. – Tylko nie krzywdź Fairy Tail – dodałam ciszej, nie podniosłam wzroku. Srebrnowłosy uważnie mi się przyglądał, uśmiechnął się chytrze. Osiągnął swój cel. Wypuścił Laxusa z dłoni i skierował się w moją stronę. Uniósł wyżej mój podbródek i spojrzał w moje gniewem wypełnione oczy. Sam był usatysfakcjonowany i zdobył to czego chciał.
- Będziesz należała tylko do mnie – rzucił z psychopatycznym uśmiechem, trzymając mnie za policzki.
- Mojego ducha nigdy nie złamiesz – syknęłam nie ukrywając wściekłości. On tylko zbliżył swoje usta do mojego ucha.
- Właśnie to zrobiłem – wyszeptał z zadowoleniem w głosie, a ja byłam tym kompletnie zaskoczona. 
Po chwili ze ściany wyłoniła się zielona, sporej wielkości lacrima, wiedziałam już do czego będzie potrzebna. Do pomieszczenia wpadło kilku podwładnych Kazuo, podbiegli do mnie i zaprowadzili pod kryształ. Nie opierałam się, nie mogłam. Przypięli mnie mocno łańcuchami, abym w żaden sposób nie mogła się wydostać. W tym samym momencie młodszy Dreayar zaczął odzyskiwać przytomność, jednak Imada w porę to zauważył i uniósł go nad ziemię.
- Będziesz patrzył na cierpienie swojej nowej koleżanki – zaśmiał się mój wróg zuchwale.
- Auriel co się dzieje! – wrzasnął zdziwiony i wściekły blondyn widząc w jakiej jestem sytuacji.
- Daj już spokój, tak będzie lepiej – powiedziałam cicho zrezygnowana, nie podnosząc wzroku.
- Dla kogo lepiej?! Chyba nie dla ciebie – uniósł się ledwo tłumiąc gniew.
- Twoja szlachetna znajoma odda mi swoją moc, w zamian za oszczędzenie was – oznajmił dumny z siebie srebrnowłosy.
- Głupia! Coś ty zrobiła! Tak łatwo się poddajesz?! – nie dawał za wygraną.
- Nie mam wyjścia, to moja decyzja – zakończyłam tą wymianę zdań. Kazuo skinął swoim podwładnym, aby podłączyli lacrime. Poczułam niewyobrażalny ból, krzyknęłam nie mogąc go dalej tłumić. Czułam jak prądy przechodzą po moim ciele, odbierając powoli moją moc. Wszystkie moje rany dały o sobie znać, to tak cholernie bolało. Nie potrafiłam trzymać go w sobie, krzyczałam niemiłosiernie. Krople potu pojawiały się na mojej twarzy, miałam dość. Chciałam umrzeć.

Laxus patrzył na to w szoku, nie mógł się ruszyć, był kompletnie bezradny. Dobijała go ta niemoc w tym momencie. Nic nie mógł na to poradzić, mógł tylko patrzeć na moje katusze. Był wściekły.
- Zabierz go stąd, nie chce żeby na to patrzył – wycharczałam ledwo przytomna.
- Niech będzie – warknął niezadowolony Kazuo, ale kazał wyprowadzić chłopaka.
Przynajmniej byłam teraz spokojniejsza, odetchnęłam z ulgą że nie będzie musiał na to patrzeć. Ból nie ustępował, wciąż bolesne prądy rozchodziły się po moim ciele zabierając moje moce. Zostałam sama w pomieszczeniu, czułam jak odpływam. Ciało miałam jak z waty, zawisłam na łańcuchach. Oczy same mi się zamykały, a po chwili utraciłam kontakt z rzeczywistością.

***
Poczułam dziwne ciepło które otaczało moje ciało. Podniosłam lekko powieki, jednak od razu oślepił mnie blask porannego słońca. Rozejrzałam się w koło i zorientowałam się, że leżę na trawie gdzieś na łące. Podniosłam się lekko i widok był przepiękny. Zieloną łąkę otaczał gęsty las, a w oddali widać było niewielki domek. Wstałam na równe nogi i poczułam się dziwnie lekka, spokojna. Skierowałam swój niepewny krok w kierunku chatki. Gdy znalazłam się dość blisko, ujrzałam młodą piękną blondwłosą kobietę, która siedziała na ganku i czytała jakąś książkę. Nie widziała mnie, co było dość dziwne bo stałam zaraz przed jej domem. Nagle podbiegła do niej mała czarnowłosa dziewczynka, miała najwyżej trzy latka, od razu wskoczyła jej na kolana.
- Mamo, mamo! – krzyczała podekscytowana.
- Co się stało kochanie? – spytała ciepło kobieta.
- Co to jest magia? – wlepiła w nią swoje oczy. Blondynka spojrzała na nią z delikatnym uśmiechem.
- Magia to taka siła, dzięki której możesz robić różne niezwykłe rzeczy – wyjaśniła głaszcząc dziecko po główce.
- Jakie na przykład? – kontynuowała malutka.
- Np. możesz poruszać przedmiotami, bawić się ogniem, światłem i wieloma innymi rzeczami – odpowiedziała pogodnie.
- A skąd ona się bierze? – nie dawała za wygraną.
- Stąd Auriel, z naszego serca. Mamy ją w sobie i nikt nie może nas jej pozbawić – mówiąc to, wskazała na lewą pierś brunetki.
- To ja będę najlepszym magiem! – wykrzyczała i zeskoczyła z kolan swojej mamy i wbiegła do budynku wyraźnie uradowana.
Oglądałam tę scenę z kompletnym zaskoczeniem. Czyżbym to była ja, a ta kobieta to moja matka? W zasadzie nie pamiętam jak ona wyglądała, ale to całkiem możliwe. Ta mała rzeczywiście była do mnie podobna. To mnie zbiło z tropu, nie wiedziałam o co w tym wszystkim chodzi. Po chwili rozmyślań poczułam jak obraz się rozmywa, głosy przycichły a wokół pojawiła się ciemność.
***

Zerwałam się z miejsca zdyszana i spocona. Rozglądnęłam się w koło i zobaczyłam, że tym razem jestem w innym miejscu. Był to niewielki, zamknięty pokój w którym panowały ciemności. Nad łóżkiem znajdowało się małe okienko z kratami, a naprzeciw solidne metalowe drzwi. Wiedziałam, że to kontynuacja mojego koszmaru, a ten domek to był tylko sen. Wciąż miałam na sobie swoje potargane kimono, jednak miecza i swoich shurikenów nie miałam przy sobie. Czułam się osłabiona, nie wyczuwałam ani grama magii. Podeszłam do drzwi, ale jak przypuszczałam były zamknięte. Ta bezradność mnie dobijała, byłam teraz kompletnie bezużyteczna. Spojrzałam na swoje dłonie, nie mogłam nic zrobić. Nagle usłyszałam szczęk otwieranego zamka. To był Kazuo, wszedł do środka ze swoim psychopatycznym uśmiechem.
- Witaj moja droga, jak się czujesz? – zapytał prześmiewczo.
- A niby jak mam się czuć po tym, co mi zrobiłeś?! – wrzasnęłam wściekła, a on zmarszczył brwi ze złości i złapał mnie za podbródek i przygniótł mocno do ściany.
-Musisz być w dobrej kondycji, bo teraz należysz tylko do mnie – mruknął zachłannie do mojego ucha, a ja poczułam strach, przeszył mnie zimny dreszcz.
- Nigdy nie będę twoja! – syknęłam, próbując się uwolnić. Jednak on mi to uniemożliwił, trzymając mnie w swojej technice.
- Już jesteś moja – zaśmiał się i przyssał się do moich ust. To było straszne, nie mogłam się bronić i wykonać jakiegokolwiek ruchu. Kiedy oderwał się ode mnie, złapał mnie za pośladki, a ja pisnęłam przerażona.
- Spokojnie, zanim sobie ciebie w końcu wezmę, zajmę się twoimi przyjaciółmi – rzucił z satysfakcją w głosie.
- Miałeś dać im spokój! – przeraziłam się nie na żarty.
- Ja nic im nie zrobię, zajmą się nimi moi podwładni – parsknął śmiechem. Bawiło go to.
- Ty gnoju! – wrzasnęłam ze łzami w oczach.
- Poczekaj tu na mnie moja droga – uśmiechnął się chytrze i opuścił pokój, a ja opadłam automatycznie na podłogę. Uderzyłam o nią pięściami ze złości. 

Czemu mnie to musi spotykać, czy choć raz nie mogę żyć spokojnie? Dlaczego wszyscy muszą cierpieć przeze mnie? Czy nic już nie mogę w tej sytuacji zrobić? Chcę tylko pomóc swoim towarzyszom, nie chcę by musieli za mnie ginąć… Nawet nie zauważyłam jak krople łez same spływały po moich policzkach. Byłam kompletnie bezsilna. To było takie upokarzające. I ja mam czelność nazywać się prawnuczką Mavis? Jakim prawem Zeref akurat musiał pomóc mojej matce? Przecież to nie powinnam być ja…
W tym momencie coś mnie olśniło. Zobaczyłam przed oczami obraz z mojego snu. Piękną blondwłosą kobietę, ze swoją małą córeczką na kolanach. Poczułam, że ten sen nie mógł być przypadkowy. Nie bez powodu akurat zobaczyłam ten moment ze swojego dzieciństwa. Może moja matka miała rację, może rzeczywiście nie można odebrać magii z którą się urodziliśmy? Może to co powstało z naszego serca i uczuć jest nie do zabrania? Może tak naprawdę gdzieś w środku mam jeszcze cząstkę swojej magii? Nie mam wyjścia, muszę spróbować.
Podniosłam się z ziemi i przymknęłam oczy. Wyciszyłam się całkowicie, oczyściłam swoje myśli i skupiłam się na swoim wnętrzu. Chciałam odnaleźć tą iskierkę nadziei. Nie mogłam się poddać, nie teraz. Nie kiedy przeszłam przez to piekło. Nie kiedy oni przyszli tutaj dla mnie, żeby mi pomóc. Słyszałam spokojne bicie mojego serca. Skoncentrowałam się na wyczuciu czegokolwiek, najmniejszej cząstki magii. Nagle coś drgnęło. Poczułam jakieś znajome ciepło. Ale moment. To ciepło nie było czyste, miało w sobie jakąś mroczną energię. Jakby walczyły ze sobą jakieś dwie przeciwstawne siły, gdzieś tam głęboko w mojej głowie. Przez tą walkę nie mogłam wyczuć nic konkretnego, jakby się wzajemnie znosiły. Weszłam głębiej do swojego umysłu. Coś tam jeszcze było, coś mi dobrze znanego. Czułam to wyraźnie! To była moja magia umysłu, przynajmniej jej znikoma część. Postanowiłam więc po nią sięgnąć. Udało się, poczułam ją w swoim ciele. Coraz bardziej mnie wypełniała, a ja wracałam do rzeczywistości. Zauważyłam że moje włosy zaczęły falować, ale miałam niedosyt. Chciałam sięgnąć po coś jeszcze. Po te dziwne dwie siły, te które wzajemnie ze sobą konkurowały. Ponownie wyciszyłam się od środka i wtedy dostrzegłam je, już wyraźniej. Wiedziałam czym są. Otworzyłam oczy i poczułam przypływ adrenaliny. Bezsilność ulotniła się tak szybko, jak się pojawiła. Teraz byłam gotowa podjąć ostateczną walkę, moje moce wróciły, a ja czułam się wyśmienicie.

Jednym ruchem dłoni wyrwałam metalowe drzwi z betonowej ściany. Wyszłam z pomieszczenia i rozejrzałam się wokół. Był to długi korytarz z podobnymi do siebie drzwiami. Zaczęłam do każdych podchodzić i sprawdzać kto jest w środku. Wszystkie miały maleńkie okienko. Po niedługim czasie znalazłam właściwe, również sobie z tymi poradziłam. Jak wcześniej zobaczyłam, byli za nimi wszyscy magowie z Fairy Tail. Większość z nich była w kiepskim stanie.
- Auriel! – krzyknęła zszokowana Lucy moją obecnością. – Co tu robisz, myśleliśmy że zabrał twoją moc – dodała przejęta. Była nieźle poturbowana, trzymała na rękach rannego Happiego. Obok niej Wendy pomagała wszystkim swoją leczniczą magią. Sama ledwo się trzymała.
- Dobrze cię tutaj widzieć – szepnęła wykończona Erza.
- Jak widać jeszcze mnie nie złamał – powiedziałam poważnie. – Uciekajcie stąd, kierujcie się do Magnolii – dodałam.
- Ale jak to?! – wstał obruszony Natsu. Chyba nagle wydobrzał.
- No skoro ci już lepiej, to pomóż pozostałym i zabierz ich do gildii – oznajmiłam surowo.
- Chyba sobie żartujesz – warknął Laxus z rogu pokoju.
- Ty lepiej już nic nie mów, miałeś się nie wtrącać a jak zawsze wiedziałeś lepiej – syknęłam w jego kierunku.
- A co z tobą? – spytała Erza.
- Ja wyprowadzę Imade poza ten budynek i się nim ostatecznie zajmę – wyjaśniłam chłodno, rozglądając się po wszystkich.
- Nie zostawimy cię samej! – podniosła głos Heartfilia.
- Nie macie wyjścia, inaczej wszyscy na tym ucierpimy. Muszę to załatwić z nim sam na sam. Tym razem już ostatecznie – powiedziałam z determinacją w głosie.
- Nie zgadzam się – wtrącił Dreyar. Wściekłam się. Podeszłam do niego szybkim krokiem i wymierzyłam mu cios w kark. Momentalnie stracił przytomność gdy trafiłam w strategiczny punkt.
- Zabierzcie go ze sobą i uciekajcie stąd. Spotkamy się w Fairy Tail. Piętro wyżej jest wyjście, powodzenia – oznajmiłam pośpiesznie i wyszłam z pomieszczenia. Pobiegłam od razu do sali gdzie walczyłam ze srebrnowłosym.