Była piąta rano, leżałam na pościeli z rękoma za głową. Nie
potrafiłam powtórnie zasnąć. Wciąż krążyły mi po głowie myśli dotyczące
zbliżającej się misji. Jeszcze samo wspomnienie o tym, że nie będę szła tam
sama napawa mnie strachem. Nie wiem czy zdołam uchronić magów przed śmiercią,
cholera sama nie wiem czy nie stracę życia. Ledwo ostatnio uszłam z życiem, a
mimo wszystko nie udało mi się go zabić. Ale to że ja zginę jest nieistotne,
nie mogę pozwolić by innym coś się stało.
Zerwałam się z łóżka i poczułam przypływ adrenaliny. Konfrontacja
nieuchronnie się zbliżała. Założyłam na siebie kimono z białą górą i czerwonym
dołem. Przepasałam je karmazynowym pasem i zawiązałam białą wstążkę na głowie.
Chwyciłam za swój miecz, woreczek na shurikeny i zeszłam na dół. Pośpiesznie
zjadłam jakieś kanapki i wyszłam przed swoją posiadłość. Była szósta rano,
postanowiłam wyruszyć jak najprędzej, aby magowie nie zdążyli do mnie dołączyć.
Nie chciałam ich narażać. Wyszłam na ścieżkę prowadzącą do centrum Magnolii.
Nie nacieszyłam się długo samotnością, bo poczułam przed sobą znajomą magię.
- Chyba nie chciałaś iść sama? – zapytał blondyn, opierający
się plecami o jeden z budynków.
- Wracaj do gildii Laxus, chcę załatwić to sama –
powiedziałam poważnie, przyglądając mu się.
- Dobrze wiesz, że nie pozwolimy ci na to – spojrzał na mnie
z chytrym uśmieszkiem. Wyminęłam go bez słowa i ruszyłam na wprost.
- Albo poczekasz na resztę albo sam pójdę z tobą –
usłyszałam za sobą. Zatrzymałam się, zaciskając pięści z nerwów, jednak nic nie
odpowiedziałam. Cofnęłam się i skierowałam się tym razem do gildii. Już wolałam
iść z większą ilością magów, niż narażać jedną osobę. Jeśli nie mogę zrobić
tego sama, to z dwojga złego lepiej w większym gronie.
Po kilku minutach byliśmy w środku. Mira przywitała nas z
uśmiechem na ustach i podeszliśmy do lady. W budynku nie było jeszcze nikogo,
więc zamówiłam mocnego drinka.
- Denerwujesz się? – zapytała Strauss widząc moje nietypowe
zachowanie.
- Raczej nie mogę się doczekać, aż zatopie miecz w sercu
tego dupka – uśmiechnęłam się do siebie z nieukrywaną zawziętością i
zuchwałością.
- Ostro powiedziane – rzucił Gildarts, który właśnie się
pojawił i przysiadł się obok.
- Ty chyba nie idziesz? – zapytałam w jego stronę.
- Nie, tylko bym ci przeszkadzał – odparł wesoło.
- Przynajmniej jeden mądry – burknęłam, mieszając napój
alkoholowy w kieliszku.
- Nie narzekaj, nie wiadomo co ci strzeli do głowy, wtedy
ktoś ci pomoże – zaśmiał się pogodnie.
- A co będzie jeśli temu komuś nikt nie pomoże, bo nie
będzie już miał kto? – mruknęłam.
- Chyba nas nie doceniasz – wtrącił Dreyar.
- Albo wy nie doceniacie przeciwnika – szepnęłam do siebie.
W tym samym momencie drzwi do gildii otwarły się z hukiem. W
przejściu stała Erza z Natsu i Grayem na ramionach, którzy ewidentnie byli
jeszcze nieprzytomni o tak wczesnej porze. Lucy weszła tuż za nią, ziewając
przeciągle i przecierając oczy, a na jej głowie spał smacznie Happy. Tuż za
nimi pojawili się Raijinshu, chwilę później Gajeel i Wendy ze swoimi Exceedami.
Westchnęłam widząc, że wszyscy podchodzą do nas.
- Pewnie chciałaś wyruszyć sama? – zapytała Scarlet,
zrzucając z ramion magów. Momentalnie się przebudzili i nie wiedzieli co się
dzieje.
- Gdzie ja jestem?! – Natsu obracał się we wszystkie strony.
- W gildii głupku – burknął do niego Gray.
- Sam jesteś głupkiem śnieżynko! – wrzasnął do niego
Dragneel.
- Coś ty powiedział?! – wyskoczył do niego mag lodu z
pięściami. Nie minęła chwila jak zaczęli się bić. Na moim czole pulsowała coraz
mocniej żyłka. Wstałam z miejsca i złapałam ich za fraki, unosząc obydwu nad
ziemię. Spojrzeli na mnie przerażonym wzrokiem.
- Albo będziecie grzeczni, albo zostajecie tutaj i nici z
jakiejkolwiek walki – warknęłam w ich stronę.
- Tak jest! – krzyknęli równocześnie z pokorą, a ja ich
puściłam.
- Ruszamy – powiedziałam chłodno i wyprzedziłam wszystkich.
Nie było sensu dłużej czekać na nikogo, bo tyle osób to i tak zbyt wiele. Nikt
nie zaprotestował i podążyli za mną.
Od godziny przemierzaliśmy Wschodni Las wąską ścieżką. Był
ciepły poranek, a promienie słońca przebijały się przez gęstwinę drzew. Szłam
kilka metrów przed pozostałymi, którzy zawzięcie o czymś dyskutowali. Widać
było, że nie mają pojęcia na co się piszą i nie przyjmują do wiadomości, jak
może być ciężko. Właśnie dlatego wolałam załatwić to sama. Poczułam wokół coś
dziwnego, jakąś nietypową mroczną energię. Zmarszczyłam brwi z niepokojem i
wyciągnęłam rękę w bok, na znak by wszyscy się zatrzymali. Uczynili to od razu,
a na ich twarzach pojawiło się zdziwienie.
- Ktoś tutaj jest – mruknęłam z irytacją w głosie.
- Rzeczywiście czuję coś – pociągnął nosem Dregneel.
- Odsuńcie się do tyłu, znam tą mroczną aurę – warknęłam,
wyciągając swoją katanę. Magowie niechętnie zrobili o co prosiłam, a tuż przede
mną zza drzew wyszła postać. Był to młodzieniec odziany w czarne szaty z białą
togą na ramieniu. Był brunetem, z równie ciemnymi tęczówkami. Pozostali stali w
niemałym szoku, a ja uważnie obserwowałam podchodzącego do mnie chłopaka.
- Zeref – wyjąkała przerażona Lucy, łapiąc się za usta.
- Czego chcesz – warknęłam ostro w jego stronę, przykładając
koniec katany do jego podbródka. Spoglądał na mnie ze spokojnym wyrazem twarzy.
- Minęło sporo czasu od naszego ostatniego spotkania –
powiedział bezuczuciowo.
- Dwadzieścia lat, dwadzieścia lat patrzyłeś na to jak byłam
torturowana – wycedziłam przez zęby z głosem pełnym jadu.
- Nie wtrącam się w ludzkie sprawy – odpowiedział nad wyraz
spokojny. Po chwili znalazłam się przed nim i złapałam go za płaszcz, ściskając
mocno palce na jego kołnierzu. Nie zareagował, a ja zmierzyłam go z pogardą.
- Auriel co ty robisz?! – krzyknęła przestraszona blondynka.
Nic sobie nie zrobiłam z jej słów.
- Jakoś mojej matce wtrąciłeś się do życia – warknęłam
surowo, podnosząc głos.
- Chyba powinnaś być mi wdzięczna, że dzięki mnie przyszłaś
na świat – rzucił, nie spuszczając ze mnie pustego wzroku.
- Wdzięczna za co? Za to, że pozwoliłeś mi niemal umrzeć w
tym cholernym miejscu?! – wrzasnęłam, ściskając pięść jeszcze mocniej. Jego
tęczówki zmieniły kolor na krwistoczerwony, a wokół niego pojawiła się mroczna
poświata. Wiedziałam co się szykuje.
- Uważaj! – Krzyczała z oddali Erza, widać pomyśleli i
utrzymali odpowiednią odległość od nas.
- Nie możesz mi nic zrobić, dobrze wiesz – prychnęłam w
stronę bruneta i puściłam jego kołnierz. – Przecież mam w sobie cząstkę twojej
mocy, więc się zneutralizują – dodałam oschle, a on się uspokoił.
- Jednak nie potrafisz jej wykorzystać – odparł, odsuwając
się kawałek ode mnie.
- Bo nie chce – mruknęłam chłodno.
- Prędzej czy później będziesz musiała się pogodzić z tą
częścią twojej magii. Tam gdzie idziesz nie wystarczy ci tylko to co zwykle
używasz – dodał zimnym tonem.
- Poradzę sobie bez tego, a teraz zejdź mi z drogi –
burknęłam oschle i wyminęłam go. Chłopak po chwili również zniknął. Magowie
widząc jak się oddalam, podbiegli i dotrzymali mi kroku. Szliśmy w milczeniu.
- Co on miał na myśli mówiąc, że dzięki niemu przyszłaś na
świat? – zapytała z ciekawością Scarlet. Przemilczałam to.
- Może pora abyś powiedziała kim tak naprawdę jesteś? –
dodał Dreyar. Zatrzymałam się.
- Jestem prawnuczką Mavis – odpowiedziałam stojąc tyłem do
pozostałych.
- Coo?! – rozległ się wrzask zdziwienia. Usiadłam na pobliskim
pniu drzewa.
- Na szczęście nie jestem podobna do prababki, ale to ze
względu na moc Zerefa. Kiedy moja matka była ze mną w ciąży, napadło na nią
kilka magów. Była świetną wojowniczką, ale przeciwnicy byli silniejsi.
Doprowadzili ją do skraju sił, jeszcze w stanie błogosławionym. Wtedy
przypadkowo natknęła się na Czarnego Maga. Zwykle nie ingerował w nasz świat,
jednak w tym momencie zrobił wyjątek. Przekazał jej odrobinę mocy, więc wróciła
do sił i urodziła zdrową córeczkę. Pojawił się jeszcze raz gdy miałam dwa
latka, zobaczyć czy wyrastam na zdrowe dziecko. Do tej pory nie wiem dlaczego
to zrobił. Jednak nie było mi dane długo pobyć z matką, rok później zostałam
porwana przez Kazuo. Podobno od urodzenia wykazywałam interesujące zdolności,
które chciał wykorzystać ten dupek. Na szczęście nie miał pojęcia kim była moja
matka i o mocy Zerefa – dokończyłam spokojnym głosem spoglądając w dół. Czułam
na sobie zdziwienie wszystkich.
- Pewnie nie wiele osób o tym wie – wtrącił poważnie Laxus.
- Kto wie co by było gdyby ta wiadomość dotarła do
nieodpowiednich osób – dodała Erza, kładąc dłoń na moim ramieniu.
- Nie chcę nawet myśleć o tym, co by było gdyby Kazuo
wiedział kim jestem. Raczej nie pożyłabym długo – stwierdziłam, wstając z
miejsca.
- Lepiej żeby nikt więcej o tym nie wiedział – dopowiedziała
Lucy z uśmiechem na ustach. Reszta jej przytaknęła równie pogodnie.
- Skoro wiecie już wszystko, to możemy ruszać dalej.
Niedługo dotrzemy na miejsce – poinformowałam unosząc nieznacznie kąciki ust w
górę i ruszyłam przodem.
Idąc coraz dalej powoli zmieniała się roślinność, a
temperatura nieco spadła. Ewidentnie zbliżaliśmy się do pobliskich gór. Nie
zostało zbyt wiele drogi do przebycia, więc zarządziłam krótki postój i
odpoczynek. Rozpaliliśmy ognisko i każdy z nas wyciągnął swój prowiant.
Korzystając z okazji postanowiłam wyjaśnić kilka szczegółów misji.
- Słuchajcie – zaczęłam poważnie. – Jak będziemy na miejscu,
każdy z nas musi zachować czujność. Nie walczcie w pojedynkę, trzymajcie się w
grupie. Jeśli spotkamy Imade, ja się z nim rozprawię. Nie zaczynajcie z nim
walki, to moja działka – dokończyłam surowo, przyglądając się towarzyszom.
- Nie myśl, że zostawimy cię samą ze wszystkim – rzucił
Laxus.
- W to nie wątpię – westchnęłam. – Jednak Kazuo jest mój,
tylko ja mogę się z nim rozprawić – podniosłam ton.
- Ale się napaliłem! – zacisnął pięść podekscytowany Natsu.
- Głupek – Erza uderzyła chłopaka w głowę, co rozbawiło
magów. Jedynie sam poszkodowany nie wiedział o co chodzi. Rozmawialiśmy jeszcze
przez kilka minut i ponownie wyruszyliśmy w drogę.
Niedługo po tym wyszliśmy z lasu i znaleźliśmy się pośród
skał. Wśród nich widać było dużych rozmiarów szary betonowy budynek, który
przypominał trochę schron. Był tak skonstruowany, aby nie rzucał się w oczy i
wtapiał się w górzysty krajobraz. Zacisnęłam mocniej pięści i przyspieszyłam
kroku, a reszta dotrzymała mi tempa. Zauważyłam, że wejścia pilnuje dwóch
strażników, więc ukryliśmy się za pobliskim głazem. Wyciągnęłam swoją katanę i
teleportowałam się do dwóch oprychów. Wykonałam dwa precyzyjne cięcia swoją
bronią i po chwili mężczyźni leżeli na ziemi. Pomachałam towarzyszom na znak,
że okolica jest czysta i nie musiałam długo na nich czekać. Otworzyłam powoli
duże metalowe drzwi i wślizgnęliśmy się niepostrzeżenie do środka. Przed nami
rozciągał się długi jasny korytarz, co momentalnie wywołało falę wspomnieć.
Złapałam się za głowę w natłoku bolesnych myśli.
- Wszystko w porządku? – spytała z troską Scarlet.
- Tak, tylko wróciły wspomnienia sprzed tych kilku miesięcy
– mruknęłam, podnosząc wzrok w górę. Po chwili przed nami pojawiło się kilku
żołnierzy, którzy nie mieli zbyt dobrych zamiarów. Moi towarzysze jednak sprawnie
się z nimi rozprawili i mogliśmy ruszać dalej. Biegliśmy przez korytarze w
poszukiwaniu głównego celu naszej podróży. Co jakiś czas natykaliśmy się na
naukowców, żołnierzy i magów, jednak na obecną chwilę nic nas na dłużej nie
zatrzymało. Zaglądaliśmy do różnych drzwi, jednak to jeszcze nie było piętro na
którym byłam przetrzymywana, tutaj jedynie znajdowały się jakieś laboratoria i
magazyny. Znajdując po chwili schody, zbiegliśmy na ostatni poziom, który
ewidentnie znajdował się pod ziemią. Tak, to miejsce już dokładnie pamiętałam.
Znajome przyciemnione światło, specyficzny zapach i spora wilgotność powietrza.
Powoli kroczyliśmy po głównym korytarzu, aż dotarliśmy przed drzwi, które
ewidentnie różniły się od pozostałych. Zmarszczyłam brwi w zdenerwowaniu i
zacisnęłam mocno palce na klamce, otworzyły się z charakterystycznym
skrzypieniem.
- No no, kogo me oczy widzą – usłyszałam przed sobą
złowieszczy śmiech, a ciarki przeszły po moich plecach.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam za dłuższą nieobecność, ale nałożyło się sporo rzeczy. Brak weny, czasu, wyjazdy, zaliczenia etc. Mam nadzieję, że dzisiejsza notka przypadnie Wam do gustu, bo wyjaśniłam kilka istotnych faktów z życia bohaterki. Dodatkowo uraczę Was obrazkiem który ostatnio robiłam z użyciem mojego nowo zakupionego sprzętu^^ Obrazek jest robiony z gotowego lineartu, lekko zmodyfikowanego przeze mnie. Kolory i efekty są mojego autorstwa.
Jej, tego się nie spodziewałam, Zeref i Mavis i ta historia o matce Alice, cała ta misja... Zatkało mnie. Dosłownie :D Bardzo ciekawy rozdział i czekam na kolejne, życzę dużo weny i więcej czasu dla nas ^.^ :*
OdpowiedzUsuńFajny rozdział ^^
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że kiedyś coś więcej przedstawisz o matce Auriel no i że uda im się zabić tego gnoja... xD
Czekam na następny rozdział ^3^
~Otaaae
Dodasz kiedyś kolejny rozdzialik? ^^
OdpowiedzUsuń~Otaaae
Ostatnio znalazłam twojego bloga, przeczytałam całość z radością i zaciekawieniem.
OdpowiedzUsuńBardzo polubiłam główną postać- Auriel.
Zeref pomógł w jej narodzinach???
Zatkało mnie o.O
Czytałam ten fragment parę razy, bo uwierzyć nie mogłam i myślałam, że coś źle zrozumiałam. łał
Mam nadzieję, że wena cię nie opuści i że znajdziesz czas na pisanie tej historii.
Z niecierpliwością (nie mogę się doczekać czym nas zaskoczysz) czekam na następny rozdział.
Pozdrawiam :)
Dodasz kiedyś rozdział? *.*
OdpowiedzUsuń